Tuesday, 20 March 2012

Social media is killing the Internet. According to:

Quick reflection. I have just read in one of the websites, run by one of my Twitter followers, that: Social Networks Are Killing the Web.


http://www.nextlevelofnews.com/2012/03/rowan-puttergill-are-social-networks-really-killing-the-web.html 


''memeburn :: Occasionally I stumble on blog posts describing how social networks are killing the internet. The claim is simply that people are simply becoming locked into social media so much that they no longer simply surf the web like they used to. Instead, they rely on information shared within the closed environment provided by sites like Facebook.''


Well, it seems to be true, but isn't it a kind of achievement? The enormous web, which was meant to be under control, has got out of it, and maybe now thanks to the social media it's being monitored? I'm using Twitter to collect the most precious information. Instead of going separately to The Huffington Post, The Guardian and Le Monde, everything's condensed.


What do you think about this reflection? Is the social media killing the Internet?

Sunday, 18 March 2012

Independence Day and how sad we're. For the Poles


I never knew what exactly should be done on November the 11th (Polish Independence Day).  The head of the state speaks at the Tomb of the Unknown Soldier, some goes to the Church. There are no rules, you can do whatever you want. I never thought too much about the National Independence Day, but I started yesterday, even though it's only spring. I considered it because of the St. Patrick's Day.

Patrick, bishop and missionary, is extremaly important to the Irish people. Important enough, that on the 17 of March, on the day commemorating his death, crowd drinks whiskey. While passing by overcrowded pubs yesterday, I saw people drinking Guinness and Jack Daniels. How cool it was to look at them: gay and green in the streets of Shoreditch. I searched in the Internet afterwards. According to the legend, St. Patrick scared a whiskey merchants that her tavern will be haunted by monsters. Frightened, she started to fill the jugs fully. So now, during the national holiday, Irishman drink as they can. Legend, which gives them an opportunity to play.
So I think that Poles may seem sad. On the third of May, or November the eleventh we do not drink anything. We listen to the message of the President, usually stay home. There is no Guinness, nor whiskey. Why? Whether this is due to ceremonious or patriotism? Probably not, because the Irish are enormous patriots. They just drink whiskey, because it's cool. It's the country's success.

I think on the other hand, that it must be an excuse for another booze-up, that the Poles never need. There is no tradition of drinking on 11th of November, we can enjoy it the 12th, which falls on Friday this year. There are no rules. I do not know what it is that really puts me in a feast of Patrick. Perhaps this lack of pathos that is strongly visible during each event. Maybe the natural, unbroken lack of sadness and exaggerated mock sublimity, which radiates from every Polish patriotic parades?
It seems to me also, that this extraordinary lack of leeway can be seen in the Polish political scene, seen in the media, and full of complexes society. I usually criticize British ignorance but now I have the impression that such a small therapy would have done well for the Poles .
The tradition, which Poland holds are priceless. We are hospitable and friendly, very nationalistic. We love our country and can not stand criticism. I praise the Polish provenance, the values ​​that come with it. However, I think we need to relax.
With St. Patrick's Day, let's drink whiskey. Let us drink on the third of May. There won't be a desecration of tradition, it is only presentation of unpretentiousness and freedom of the unnatural exaltation.

11th of November – Polish National Independence Day
3rd of May – Polish May 3 National Holiday The holiday celebrates the declaration of the Constitution of May 3, 1791
Plik:Święto.jpg 
Warsaw. 11th of November


 

Nigdy nie wiem, co tak naprawdę powinno się robić 11 listopada. Wiem, że głowa państwa przemawia pod Grobem Nieznanego Żołnierza i ponoć chodzi się do Kościoła. Nie ma zasady, można robić co się chce. Nigdy nie myślałam za dużo o Święcie Niepodległości, ale pomyślałam wczoraj, chociaż do jesieni jeszcze daleko. Pomyślałam przy okazji Świętego Patryka.

Patryk, biskup i misjonarz, to dla Irlandczyków ważna postać. Na tyle ważna, że 17 marca, w dniu upamiętniającym jego śmierć, strumieniami leje się whiskey. Przechodząc wczoraj koło przepełnionych pubów, mijałam ludzi pijących Guinnessa i Jacka Danielsa. I jakże przyjemnie patrzeć było na wesoły i zielony, paradujący po Shoreditch tłum. Potem poszperałam w Internecie. Jak głosi legenda, Święty Patryk przestraszył szynkarkę, która żałowała kupcom whiskey, że jej karczmę nawiedzą potwory. Przestraszona, już zawsze wypełniała dzbany do pełna. Dlatego teraz podczas święta narodowego, piją, ile mogą. Legenda, która daje Irlandczykom sposobność do zabawy.

Myślę więc, że jesteśmy jednak smutnym narodem. U nas, ani trzeciego maja, ani jedenastego listopada nie piję się nic. Słucha się orędzia Prezydenta, zostaje w domach. Nie ma Guinnessa i nie ma whiskey. Dlaczego? Czy wynika to z ceremonialności, patriotyzmu? Chyba nie, bo Irlandczycy są w swojej radości ogromnymi patriotami. Oni po prostu piją whiskey, bo to fajne, bo z powodzenia państwa należy się tylko cieszyć.

Myślę z drugiej strony, że to wymówka do kolejnej bomblerki, której Polacy wcale nie potrzebują. Nie ma tradycji picia 11 listopada, możemy napić się 12, który tym razem wypada w piątek. Brak reguły. Nie wiem, co tak bardzo ujmuje mnie w Święcie Patryka. Chyba ten brak patosu, który przemawia przez Polaków przy każdej uroczystości. Może ta naturalność, niezmącona udawanym smutkiem i przesadną wzniosłością, która bije z każdej polskiej patriotycznej defilady?

Wydaje mi się też, że ten nadzwyczajny brak luzu widać na polskiej scenie politycznej, widać w mediach, widać w zakompleksionym społeczeństwie. I chociaż przeważnie krytykuję wyspiarską ignorancję, to mam wrażenie, że Polakom taka drobna terapia dobrze by zrobiła.
Tradycje, które piastujemy są bezcenne. Jesteśmy gościnni i uprzejmi, bardzo nacjonalistyczni. Kochamy nasz kraj i nie znosimy krytyki. Chwalę się polskością, wartościami które ze sobą niesie. Myślę jednak, że potrzebujemy relaksu.

Z okazji Dnia Świętego Patryka, napijmy się whiskey. Napijmy się też 3 maja. Nie będzie to profanacją tradycji, będzie to tylko okazaniem bezpretensjonalności i uwolnieniem się od nienaturalnej egzaltacji.


St. Patrick's Day, Dublin





















Saturday, 17 March 2012

The man behind Kony 2012

Many of you know about the documentary that gone viral last week on the internet: Kony 2012. If you haven't watched it, I am sure that you have already heard about it or shared your own opinion with your friends or your family. Only last week it had tens of millions of views on YouTube and  this is probably only the beginning.
The co-founder of the project Invisible Children, Jason Russell, has been detained by the police and hospitalized in San Diego this Thursday. What was the reason? He was taken to a medical facility after he was found in traffic, standing semi-naked without a particular reason and screaming at people. According to an official statement, he was found  "suffering from exhaustion, dehydration and malnutrition".
San Diego police spokeswoman Andra Brown told AFP news agency: "Officers responded to a radio call to check the welfare of an individual who was said to be running in the street, interfering with traffic, screaming - one person said that he was naked and masturbating." 
There is no doubt that this video has been controversial, raising not only awareness in terms of what means terrorism in Uganda and at the same time what is happening with the kidnapped children that are used as army soldiers, but also came under heavy criticism regarding the financing and everything that relates to the money that were invested in this project. 



The speed and the ugly


If you have no idea what to write, take a look at the tabloids. I was not brave enough, to visit The Sun Website, but I love the Mail Online. All (!) of the stories were perfect to run, my favourite: The ugliest criminals. (that was my headline, obviously).

Some of them are bold, some of them are young, some of them are old enough to retire. A few had the photo shoot taken more than once. All of them visited the police station in Orlando, Florida. And well, to be fair: none of them is photogenic.
Richards;

Rhonda

and the recidivist, Ouch:
.

Which one is your favourite? Regardless of their status, I will be terrified enough only by looking at them.

Wednesday, 14 March 2012

I won't give a penny for The Sun


Translation will be available later this afternoon

Rebekah Brooks, była dyrektor wykonawcza News International, koncernu do którego należał zamknięty zeszłego lata tabloid News of the World, została wczoraj aresztowana w swoim mieszkaniu w Oxfordshire. Zatrzymano też jej męża i pięciu innych dziennikarzy gazety. Wszyscy zamieszani byli w aferę podsłuchową, która przyczyniła się do zamknięcia brukowca. Córka Murdocha, bo tak nazywają ją w Anglii, kierowała włamywaniem się do skrzynek głosowych celebrytów i polityków. Policja szacuje, że ofiarami hakerów News of the World padło 800 osób. Gazeta zamknięta została dopiero po incydencie Milly Dowler. Dziennikarze usunęli wiadomości z jej skrzynki głosowej, utrudniając policji znalezienie poszukiwanej.
13 marca powinien okazać się przełomem w walce z brakiem etyki w mediach. Nie okaże się. Na miejsce News of the World powstał The Sun on Sunday, kolejny wytwór imperium medialnego Murdocha. Już w pierwszą niedzielę działalności zarobił 3,2 miliona funtów. Jak nieetyczne potrafi być dziennikarstwo? Świetny Jeff Randal – angielski felietonista twierdzi, że prosić dziennikarzy tabloidowych o etykę to tak, jakby wymagać czystości od marynarzy wypływających na półroczny rejs.
Praca w tabloidzie to obłuda i głupota. Czy powinno dziwić, że The Sun ukazuje się w 3,5 - milionowym nakładzie? Czy zastanawia Was, dlaczego to Fakt czyta 7 milionów Polaków? Rozmawiam z dziennikarzami i słyszę, że ludzie potrzebują sensacji. Owszem, ale w tak złym wydaniu? Czytanie Bilda, Faktu i The Sun nie jest zaspokojeniem pragnienia informacji (które próbuje wymodlić dla każdego z nas), jest odwzorowaniem ułomności społeczeństwa. Jak banalne i proste są Faktowe newsy, tak banalni i prości są ludzie je czytający. Ludzie, którzy lekceważą podstawowe zasady etyki i za nic mają prawdę. Abstrahuję tutaj od poziomu języka i merytoryki. To nie tylko złe dziennikarstwo, to złe działanie.
Jako przyszła dziennikarka, która już wystarczająco martwi się o renomę gazet, w których potencjalnie ma pracować, proszę, bojkotujcie to świństwo. Dziennikarz, z definicji, przedstawia informację, prawdziwą informację. Zarówno News of the World, jak i Fakt, nie mają z prawdą nic wspólnego. I o ile polskie brukowce przegrywają procesy sądowe, o tyle Rebekah Brooks została rano zwolniona za kaucją. Tabloidowe imperium rośnie. Moja współlokatorka czyta The Sun, bo 'to zabawne'. Tabloidowe imperium nie będzie jednak rosło, jeśli sami przestaniemy napędzać koniunkturę. Nie jest to 'zabawne', nie jest wiarygodne i nie jest warte wydania ani złotówki.

Sunday, 11 March 2012

Unfortunate dinner at Damon's

I started the Independent Post with a Valentine story, I'm gonna continue it now.
According to my expectations, confirmed by my Marco Pierre White management, couples were drinking Laurent Perrier, previously given roses and chocolates. Not all of them. For a couple from Newark the dinner at Damon's didn't turn out to be the best experience. They weren't given  the rose, either the chocolates, since, as the waitress said: they were not a real couple. They were Liz and Hurley, lesbians. How abnormal is this? Lovers complained several times and in the end they received an apology. Quite interesting, considering recent gay marriage context. How does it look in practice? If they don't receive a rose, will they be widely accepted? Church, Government and public opinion is pointless, apparently a simple restaurant visit seems to be an answer. Difference of opinions is significant, but only the one of interested couples ought to be taken into consideration. None can change the entire society, it's up to them if they wanna live in the middle of it.

Bloga rozpoczęłam opowieścią walentynkową, pora na kontynuację. Moje oczekiwania potwierdzone zostały przez menadżerów Marco Pierre White. Pary wypiły ogromne ilości różowego Laurent Perrier. Dostały róże i czekoladki. Hmm... nie wszystkie. Dla pary z Newark kolacja w Damon nie była najlepszym doświadczeniem. Zakochani nie dostali bowiem róż, bo, według kelnerki: nie byli normalną parą. Byli Liz i Hurley: lesbijkami. Jak nienormalne się to wydaje? Zakochane złożyły kilkakrotne zażalenia, wreszcie otrzymały przeprosiny. Całkiem interesujące, biorąc pod uwagę kontekst małżeństwa osób tej samej płci. Jak to wygląda w praktyce? Jeśli nie otrzymują róży, będą akceptowani? Kościół, Rząd i opinia publiczna wydają się zbędne, wystarczy zwykła wizyta w restauracji. Różnica poglądów jest nie do pokonania, tylko zdanie zainteresowanych par powinno być brane pod uwagę. Nikt nie zmieni środowiska, to od niedoszłych narzeczonych zależy, czy chcą żyć w jego środku.

Wednesday, 7 March 2012

A word on 2012

London 2012 is due to be, according to the LOCOG ''the greatest show on the earth''. The effort put down to it, the money spent for it and - primarily - this enormous involvement of thousands of people must render a profit. It will. As a Games Maker I can tell that five months before the actual event begins. There is, nevertheless, quite a few alarming issues. After having read the Forbes feature, it dawned upon me. Forbes accuses Londoners of banning volunteers from social media. It never made a big difference to me, but now I am wondering: is it really necessary? Why, all these people, that are working for your sake, for the 2012 purpose are being stopped from expressing their pride? My doubts have risen even more after the statement given by Ian McCurdie from British Olympic Association. This Olympic's team top doctor advised athletes not to shake hands at the London Games, as it could spread germs. Fortunately, the warning has been rejected by the Government, by it all brings a feeling of disgust. Real sport is not demanded anymore, nor is fair game. We can not expect pure competition. But: aren't British organizers too strict? Is there anything left for real happiness from the work we have alltogether done? Or is it only about the money earned and the numbers that LOCOG can boast of?

I am proud of being Games Maker 2012. Let us enjoy it - we will make it the greatest ever. We only need your genuine support.
Londyn 2012 ma być, jak donosi komisja organizacyjna imprezy, 'najwspanialszym wydarzeniem na świecie'. Włożony wysiłek, wydane pieniądze i - przede wszystkim - głębokie zaangażowanie tysięcy ludzi przyniesie efekty. Jako jedna z wielu, która tę Olimpiadę będzie tworzyć, jestem o tym przekonana na 5 miesięcy przed Ceremonią Otwarcia. Mimo tego, jest coś, co niepokoi. Doszło to do mnie dopiero po przeczytaniu artykułu w Forbes, który wytyka londyńczykom zakaz nadany wolontariuszom. Według LOCOG, nie mogą oni używać portali społecznościowych by dzielić się wrażeniami z Igrzysk. Nigdy nie miało to dla mnie znaczenia, ale wśród moich kolegów są nastolatkowie, którzy pewnie chętnie pochwaliliby się swoimi emocjami z całym światem. Zastanawiam się więc, czy to konieczne. Ci ludzie pracują tylko dla Was i dla Igrzysk, które właśnie dzięki nim się udadzą. Olimpijskie wątpliwości wzrosły jeszcze bardziej po deklaracji Iana McCurdie z Brytyjskiego Komitetu Olimpijskiego. Sławny doktor brytyjskiej ekipy zabronił sportowcom podawać sobie rąk podczas Igrzysk, gdyż rzekomo roznosi to zarazki. I chociaż brytyjski Rząd nie zaabsorbował tej deklaracji, niesmak pozostaje. Prawdziwy sport jest passe, tak samo jak sprawiedliwa rywalizacja. Nie oczekujemy czystych zawodów, nie wymagamy tego od Brytyjczyków, ale czy LOCOG nie posuwa się za daleko? Czy została szczypta prawdziwej radości z pracy, którą razem wykonujemy? Czy Londyn 2012 to tylko duże pieniądze i świetna szansa dla Sebastiana Coe, który będzie mógł pochwalić się przed całym światem?

Jestem dumna z tego, że tworzę Igrzyska. Będziemy się świetnie bawić i sprawimy, że to ta Olimpiada będzie najlepsza. Potrzebujemy tylko szczerego! wsparcia.
http://www.forbes.com/sites/ewanspence/2012/01/06/london-olympic-games-ban-volunteers-from-social-media/